środa, 9 lipca 2014

Na zawszę z tobą. ~. Jean x Marco

Paring : Jean x Marco
Z anime : Shingeki Kyojin
Kolejny post ,po raz pierwszy wstawiany na tej stronce z SNK . Mam nadzieję ,żę się spodoba ^^.
_______________________________


Ciemno włosy chłopak z piegami na twarzy wstał ze swojego posłania niczym leniwiec wygrzebujący się niechętnie z miejsca swojego posłania ruszył jeszcze nie w pełni przytomny do małej , ale ładnej i przytulnej kuchni jak co dzień robiąc sobie kawę aby w końcu się przebudzić. 
-Jean ! Wstawaj ,bo się spóźnimy ! Warknął zbierając powietrze w płuca po czym po woli zaczął sączyć kawę. Miał rację. Jeśli się nie pośpieszą mogli by się spóźnić. Jean i Marco mieszkali razem od jakiegoś czasu jako współlokatorowie. Do tego to były ich ostatnie dni jako kadeci , później musieli dokonać wyboru do jakiej jednostki dołączyć. Dlatego Marco się nie wysypiał . Zawsze twierdził ,że chcę dołączyć do Żarmanderii i wieść spokojne życie jak najdalej od tytanów, jednak jego przekonania co do właściwego wyporu spadały wraz z kolejnym dniem . Bodt dziękował w duchu ,że właśnie w tej chwili kiedy znów miał zaczynać bitwę z własnymi decyzjami do kuchni wszedł Jean . Kiedy rzucił na niego pierwsze spojrzenie przez chwilę miał ochotę spaść z krzesła i zapaść się pod ziemię. Kirschtein wyglądał niczym zombie. Mimo wszystko wzdrygnął się po czym podał przyjacielowi kubek z kawą. Tak... przyjacielowi. Byli tylko przyjaciółmi , jednak piegowatego ostatnio nachodziły zdecydowanie zbyt śmiałe myśli w kierunku jego osoby. Dziękował Bogu w duchu ,że oboje w ostatnich dniach jako kadeci są tak zajęci , że ani jeden ani drugi nie mają czasu aby to zauważać. Po małym pomieszczeniu rozniósł się jak zwykle zrzędliwy głos Jeana :
-Marco , ile razy Ci mówiłem żebyś obudził mnie delikatniej ? Jęknął chłopak klepiąc się w policzki i siadając przy stole jedną ręką trzymając kubek , a drugą sennie się ubierając. Marco niemal nie prychnął . Tak , wiele razy próbował obudzić go innymi sposobami. I jedyne co dostawał w zamian to bycie przygniecionym przez , nie powiem umięśnione ,ciężkie ciało Jeana. 
-Niby jak miałem Cię inaczej obudzić ? Zadał w końcu pytanie siląc się na sarkazm i szybko wcinając tosta , po czym rzucił ukradkowe zaniepokojone spojrzenie na zegar.
-Normalnie. Mogłeś przyjść do mnie i zrobić to po cichu ,albo mnie pocałować... od razu by podziałało. Na ostatnią część zdania Bodt zareagował rumieniąc się niczym burak na całej twarzy . Czasami te żarty Kirschtein'a zaczynał brać zbyt na poważnie.Zebrał się szybko na odwagę odwracając do niego tyłem i mówiąc :
-Tak, tak , a teraz się pośpiesz, bo inaczej w ostatnich dniach zawalisz i będzie tyle z twojego ,,wielkiego" wysiłku porannego wstawania. Specjalnie nałożył nacisk na to słowo po czym westchnąwszy zaczął zakładać ostatnią część garderoby jaką były buty. 
****
Dzień nie okazał się zbytnio różny od tego poprzedniego , jednak Marco jak i Jean czuli zmianę dnia teraźniejszego od poprzedniego . Musieli wybrać. Już jutro miało odmienić się ich życie. Przynajmniej tak uważał Jean. Myślał ,że będzie razem z Marco żyć po za Murami Shiny i pławić się w spokojnym życiu , ani na chwile nie zwątpił by w to ,że Marco jednak wątpi w swój wybór. Tego dnia oboje postanowili uczcić jutrzejszy dzień . Chociaż głównie był to pomysł Marco próbujący rozweselić Jeana zaprosił kilku gości między innymi : Sashę, Erena , Mikasę , Armina i Conny'ego . Oczywiście sam Jean w sobie nie był zadowolony i kategorycznie się nie zgadzał , dopóki Marco nie zaczął negocjacji :
-A jak postawię Ci obiad ? Przeczące twierdzenie głową. Kolejne negocjacje. Mimo to Kirschtein pozostawał nie ugięty , w pewnym momencie Bodt zacisnął szczękę w żelaznym uścisku po czym spojrzał na niego pewnie i lekko się rumieniąc zapytał :
-A jak Cię pocałuję to wtedy się zgodzisz ? Zapytał udając pół żart co nie za umiejętnie mu wyszło . Mimo to obserwował twarz Jeana przez chwilę zdziwioną , którą po chwili przesłoniły złowieszcze ogniki w jego oczach . 
-Dobrze...Plus vat. Powiedział po czym już go nie było . Mimo wszystko Marco przeszedł lekki dreszcz wzdłuż kręgosłupa. Co to miało niby znaczyć ? Głowiąc się nad tym dalej postanowił w końcu zaprosić wcześniej wymienione osoby . Na poczekaniu naszykował wszystko co było potrzebne, bowiem to głównie on odgrywał rolę gosposi w domu . Jean ani odrobinę nie potrafił gotować, potrafił spalić pustą patelnie. To jest talent prawda ? Właśnie za to go ko... Stop ! Warknął do swoich myśli Bodt. Dlaczego nie wyznał mu tego ? A no , każdy człowiek się boi . W tej chwili on nie bał się tytanów czy wyboru oddziału tylko po prostu - odrzucenia. Dziwne prawda ? Człowiekowi wydaje się ,że to nic - a jednak . Dopiero po całym zdarzeniu można odetchnąć. Czarnowłosy westchnął przeciągle po czym usłyszawszy dzwonek otworzył drzwi wpuszczając gości. Łaskawie tak jak obiecał pojawił się również Kirschtein . Nie potrzeba było długiego czasu , aby wszyscy zaczęli się śmiać i bawić. Cóż.. w końcu trzeba w końcu odreagować. Cały rok spięci staraliśmy się aby zdać. I w końcu padło to pytanie :
-No więc... gdzie zamierzacie się udać ? Eren jak zwykle zaczął gadać o zwiadowcach , Mikasa powiedziała,że jak zwykle będzie przy Erenie, Armin nie zdecydował, Sasha postanowiła dołączyć do oddziału stacjonarnego , Conny się wahał. Po pokoju rozniósł się pewny swego głos Jeana :
-Oczywiście do żarmanderii. Bodt niechcący przygryzł wargę do czerwoności.
-A ty Marco ? Zapytał Armin patrząc na wspomnianą osobę.
-Ja... nie zdecydowałem jeszcze. Taka odpowiedź zaskoczyła wszystkich - dosłownie. Ale kiedy Marco spojrzał w twarz Jeana , wszystko odpłynęło . - Więc pewnie zastanawiasz się między żarmanderią ,a oddziałem stacjonarnym ? Brnął dalej Arlet. Cholera ! Dałby już spokój . Mimo wszystko Marco przymknął lekko oczy i jeszcze mocniej zacisnął ręce w pięści. Teraz to na prawdę wszyscy byli w szoku. W pokoju nastała cisza, aż w końcu roztrzęsiony głos Jeana rozniósł się po pokoju :
-Marco... nie mów mi ... że chcesz... dołączyć do zwiadowców ? Ostatnie słowo niemal ,że wyszeptał . Nie tak miało być. 
-Chodź ze mną. Warknął niespodziewanie zrywając się z kanapy na której siedział po czym wciągnął go na górę i wpuścił do swojego pokoju zamykając za sobą szczelnie drzwi .Już po chwili ciemnowłosy został przygwożdżony ręką do ściany . 
-Marco czy ty chcesz dołączyć do oddziału zwiadowców ? Wypowiedział nad wyraz spokojnie chłopak nachylając się nad drugim zbyt blisko. W końcu żołnierz odważył się spojrzeć w twarz ukochanemu i odpowiedział :
-Biorę to całkiem poważnie pod uwagę. Odpowiedział szczerze. Zdecydował , że dołączy do zwiadowców ,jednak w duszy bał się.. bał się umrzeć i nigdy więcej nie zobaczyć Jeana, jednak jeśli tak dalej pójdzie ,to nie tylko on umrze... jeśli tytani się tu dostaną to będzie i po Jeanie. A na jego śmierć sobie nie pozwoli. Kiedy Kirschtein miał już się odezwać całkowicie wyprowadzony z równowagi , chłopak przyłożył mu delikatnie palce do ust patrząc wprost w jego oczy , nie wahając się. Poczuł nagle przypływ odwagi. Teraz mu powiem ,albo nigdy.
-Jean... kocham Cię. Powiedział pewnie ,całkowicie szczerze patrząc w te jego błyszczące tęczówki oczów ,które po chwili rozszerzyły się w niedowierzaniu . Marco zaczerpnął wdech i wydech po czym kontynuował : - Kocham Cię Jean i dlatego zostanę zwiadowcą. Tytani przebijają się przez Mury . Jak nie my to kto ich powstrzyma ? Po za tym...pragnę dla Ciebie spokojnego życia w środku Murów i dlatego nie mogą się przedrzeć. Nie chcę Cię stracić , chcę widzieć Cię żywego i szczęśliwego. Powiedział to , czuł jak kamień spada mu z serca. Po raz pierwszy wyznał swoje prawdziwe uczucia . Nie minęła chwila ,a coś ,a raczej ktoś przygwoździł go mocno do ściany i ... pocałował. Wydawało by się ,że ten namiętny taniec języków trwał całe wieki zanim się od siebie oderwali . Obaj byli zarumienieni ,spoceni i mieli lekko opuchnięte wargi od pocałunku . Teraz Bodt otwierał już usta aby powiedzieć : Dlaczego ? Jednak Jean go powstrzymał. 
-Marco... dołączę do zwiadowców. Chłopaka zamurowało - kompletnie. Nie był w stanie nic powiedzieć, dlatego kontynuował : - Też Cię kocham powalony idioto i dlatego idę z tobą. Nie chcę żadnych sprzeciwów. Po prostu chcę być przy tobie. Chciałem być w żarmanderii to prawda, ale jeśli byłbym tam bez Ciebie to nie był bym szczęśliwy . Marco... nawet by mi do głowy nie przyszło ,że chcesz zrobić coś takiego , ale zaczynam rozumieć twój tok myślenia. Mimo wszystko... pozwól mi być przy sobie. Błagam. Kirschtein przejechał ostrożnie po policzku kochanka ,który teraz był w niemym szoku , nie myśląc za bardzo co robi rzucił się na niego łącząc ich wargi w namiętnym pocałunku rozpoczynając na nowo ich namiętny taniec. Kiedy od niego się oderwał na jego twarzy widniał tylko uśmiech ,a oczy lśniły ze szczęścia. Jean już zaczynał zdejmować z niego koszulkę , kiedy ten zapytał :
-A co z gośćmi ?
-Nie martw się. Poszli kiedy weszliśmy do pokoju . Bodt natychmiast umilkł . Więcej póki co do informacji nie potrzebował . Liczył się tylko ten piękny człowiek pod nim . Sam również zaczął pozbywać się ciuchów kadeta. Nie za dużo czasu minęło kiedy oboje leżeli przy swoich rozpalonych ciałach nadzy. Marco zaczął wędrówkę ustami po rozgrzanym ciele towarzysza wywołując u niego ciche westchnienia i pomruki ,które świadczyły o tym ,że chce więcej . Nie myśląc za wiele wziął jego członka do ust i zaczął poruszać ustami zalewając falą rozkoszy Kirschtein'a który nigdy nie posądził by Marco o taką śmiałość , zawsze kiedy wyobrażał sobie jak by to miało wyglądać to zawsze wyobrażał sobie Marco jako wstydnisia. Właśnie za to go kochał - zawsze robił coś czego nie oczekiwał . Nie trwało to długo kiedy poczuł jak w jego podbrzuszu zbiera się krew aby po chwili dać upust w osobie która doprowadziła go do tego stanu. Chłopak połknął całą zawartość po czym niespodziewanie Jean obrócił się teraz górując nad towarzyszem i z lekkim uśmiechem powiedział patrząc mu wprost w oczy :
-Skoro jutro ma zacząć się nasze boskie piekło , to chcę to wykorzystać. Kochaj się ze mną , mój ukochany. Marco...Powiedział to tak zmysłowo , że drugi zarumienił się obficie , wydawało by się teraz ,że policzki ma nawet ciemniejsze niż jego piegi.Zaśmiał się cicho. Właśnie do takiego stanu chciał go doprowadzić. Pocałował chłopaka po czym zaczął go rozciągać palcami . Miał bardzo ciasne wnętrze. Marco pojękiwał cicho tym samym podniecając już do granic możliwości Jeana. 
-Gotowy ? Zapytał żołnierz. Dobrze wiedział ,że Bodt pierwszy raz będzie brał udział w stosunku , bynajmniej na dole.Odpowiedziało mu skinięcie głowy po czym szybkim ruchem Kirschtein wszedł w niego ,jednak nie poruszał się słysząc jęk bólu , a po twarzy kochana popłynęło kilka niechcianych łez . Mimo to zmysłowo pochylił się i powolnym ruchem zlizał jego słone łezki. Nie wiadomo kiedy Marco sam zaczął ruszać biodrami i sięgać po więcej i więcej . Oboje czuli się jeszcze jak nigdy. Na początku ruchy Jeana były wolne ,ale po chwili Bodt wyraźnie czerwony na twarzy szepnął cicho :
-Szybciej.. 
-Że co proszę ? Nie usłyszałem ? Zaśmiał się chłopak tym samym przyprawiając towarzysza o rumieńce.
-Mocniej do cholery ! Warknął w końcu niczym burak chowając twarz w zagłębienie szyi swojego ukochanego. Jean uwielbiał doprowadzać go do takiego stanu ,ale z chęcią wysłuchał jego prośby przyśpieszając swoje ruchy sięgając głębiej czemu towarzyszyły jęki dwóch całkowicie rozpalonych i spoconych ciał które stały się jednością. Pierwszy doszedł Marco wykrzykując imię kadeta i wyginając się w łuk , jednak i on nie pozostał dłużny i chwilę po nim doszedł w jego wnętrzu. 
-Kocham Cię ,wiesz ? Szepnął Jean łapiąc kołdrę ze swojego i przykrywając ich do pasa. W pokoju rozszedł się cichy śmiech ,a po chwili również i odpowiedź :
-Wiem.


3 komentarze:

  1. Suuuper urocze :D
    Poza tym nie wyłapałam jakichś wielkich błędów. Było powtórzenie w pierwszym akapicie, i chyba gdzieś jeszcze. Ale poza tym mega :D

    OdpowiedzUsuń