poniedziałek, 21 lipca 2014

Shuu x Subaru ~. W blasku mojego księżyca.

Od Autorki : Pisane na telefonie ok . 3 rano . Bardzo krótkie , no ale... xDJako taki malusi dodatek wakacyjny . Opowiadanie lekkie ,bez większych scen erotycznych.  Zapraszam do czytania.
Z anime : Diabolik Lovers
Paring : Shuu x Subaru
-------------------
Blask srebrnego księżyca oświetlał jasno ciemną noc nie pozwalając jej na kompletne skąpanie się w ciemności. Wydawać by się mogło że to zjawisko tworzy złudny spokój ratując ludzi przed ostateczną ciemnością. Jednak każdy ją ostatecznie w sobie ma . Tym który zdawał sobie z tego sprawę najlepiej był srebrnowłosy niczym światło księżyca chłopak z oczami czerwonymi niczym czeluści największego zła. Osobnik splatający i światło i ciemność w jednym nie poruszał się siedząc niczym piękny kamienny posąg i przypatrując się niebu jak co noc. Jego idealne dopasowaniedo takiej nocy nadal zaskakiwało wielu ale zaczynam odbiegać od tematu. Chłopak na imię miał Subaru Sakamaki. Jeden z najbardziej sadystycznych wampirzych braci świata - takie wnioski mógł by wysnuć każdy inny kto go nie zna lub też zna jednak na świecie była tylko jedna osoba widząca prawdziwe wnętrze chłopaka , osoba która jako jedyna niegdyś była w stanie go zrozumieć dopóki ją jeszcze do siebie dopuszczał.
-Shuu..myślałem ,że nie lubisz nocnych spacerów. - Odezwał się w końcu chłopak powracając gwałtownie na ziemię i patrząc na nawet zbyt spokojnego blondyna przyglądającego się jego beznamiętnej twarzy.
-Nie mogłem spać. - Odpowiedział jak zwykle wymijająco po dobrych cichych kilku minutach. Subaru był zadziwiająco spokojny . Zwykle jego temperament okazywał się raczej wybuchowy lecz gdy tylko starszy blondyn znalazł się w okolicy jego zachowanie ulegało całkowitej zmianie.
- I dlatego zawędrowałeś do mojego pokoju ? - Zapytał sarkstycznie młody Sakamaki teraz już nie spuszczając oczu ze spokojnej twarzy brata która kryła wszystko w sobie - a było tego wiele.
- Być może. - Odpowiedział po raz kolejny drugi przymykając lekko oczy pod wpływem światła księżyca które właśnie wydobyło się z za chmur. Jednak do ideału temu światłu czegoś brakowało - blasku. Sakamaki wszedł dalej w głąb pokoju po czym w końcu zatrzymał się tuż obok czerwonookiego który nadal ze stoickim spokojem przyglądał się jego twarzy.
-Nie uznaję takiej odpowiedzi. - Prychnął w końcu zaczynając tracić cierpliwość. Mimo to wampir dalej nie odpowiadał wpatrując się z pod pół przymkniętych powiek dalej w okno. W końcu oderwał swój wzrok przenosząc go na towarzysza siedzącego nadal na śnieżnobiałym parapecie i patrzącym na niego ponaglająco.
- Przyciągnął mnie blask księżyca. - Takiej odpowiedzi srebrny się nie spodziewał jednak zdziwienie dość szybko przysłonił słony smutek.
-Ten księżyc nie ma swojego blasku.To złudne światło pomagające okłamać własną rzeczywistość. - Wypowiedział się spokojnie jednak wsystko w nim uciekało się do reakcji blondyna.
- W takim razie... - Zaczął Shuu oblizując lekko nie zaóważalnie wargi i kierując spojrzenie całkowicie inne od poptzedniego w stronę obserwującego go brata - ... pozwól mi zostać blaskiem twojego księżyca. Zakończył wypowiedź po czym jednym jak na wampira przystało płynnym ruchem dgrnął i położył swoje blade usta na ustach zaskoczonego dziecka księżyca. Nie wiadomo ile to trwało kiedy Subaru niespodziewanie przejął inicjatywę i zeskoczył zwinnie z parapetu wprost na wampira siadając na nim okrakiem i odrywając się os niego popatrzył wyzywająco w oczy i nachylił nad jego uchem szepcząc cicho :
- Bo czym byłby księżyc bez swojego blasku..- Po czym ponownie zabrał się za badnie wnętrza ust jego nowego blasku dzięki któremu noc zdecydowanie zgrła się z dniem tworząc idealną całość jakiej nawet najstarsze wampiry nie widziały.


środa, 9 lipca 2014

Na zawszę z tobą. ~. Jean x Marco

Paring : Jean x Marco
Z anime : Shingeki Kyojin
Kolejny post ,po raz pierwszy wstawiany na tej stronce z SNK . Mam nadzieję ,żę się spodoba ^^.
_______________________________


Ciemno włosy chłopak z piegami na twarzy wstał ze swojego posłania niczym leniwiec wygrzebujący się niechętnie z miejsca swojego posłania ruszył jeszcze nie w pełni przytomny do małej , ale ładnej i przytulnej kuchni jak co dzień robiąc sobie kawę aby w końcu się przebudzić. 
-Jean ! Wstawaj ,bo się spóźnimy ! Warknął zbierając powietrze w płuca po czym po woli zaczął sączyć kawę. Miał rację. Jeśli się nie pośpieszą mogli by się spóźnić. Jean i Marco mieszkali razem od jakiegoś czasu jako współlokatorowie. Do tego to były ich ostatnie dni jako kadeci , później musieli dokonać wyboru do jakiej jednostki dołączyć. Dlatego Marco się nie wysypiał . Zawsze twierdził ,że chcę dołączyć do Żarmanderii i wieść spokojne życie jak najdalej od tytanów, jednak jego przekonania co do właściwego wyporu spadały wraz z kolejnym dniem . Bodt dziękował w duchu ,że właśnie w tej chwili kiedy znów miał zaczynać bitwę z własnymi decyzjami do kuchni wszedł Jean . Kiedy rzucił na niego pierwsze spojrzenie przez chwilę miał ochotę spaść z krzesła i zapaść się pod ziemię. Kirschtein wyglądał niczym zombie. Mimo wszystko wzdrygnął się po czym podał przyjacielowi kubek z kawą. Tak... przyjacielowi. Byli tylko przyjaciółmi , jednak piegowatego ostatnio nachodziły zdecydowanie zbyt śmiałe myśli w kierunku jego osoby. Dziękował Bogu w duchu ,że oboje w ostatnich dniach jako kadeci są tak zajęci , że ani jeden ani drugi nie mają czasu aby to zauważać. Po małym pomieszczeniu rozniósł się jak zwykle zrzędliwy głos Jeana :
-Marco , ile razy Ci mówiłem żebyś obudził mnie delikatniej ? Jęknął chłopak klepiąc się w policzki i siadając przy stole jedną ręką trzymając kubek , a drugą sennie się ubierając. Marco niemal nie prychnął . Tak , wiele razy próbował obudzić go innymi sposobami. I jedyne co dostawał w zamian to bycie przygniecionym przez , nie powiem umięśnione ,ciężkie ciało Jeana. 
-Niby jak miałem Cię inaczej obudzić ? Zadał w końcu pytanie siląc się na sarkazm i szybko wcinając tosta , po czym rzucił ukradkowe zaniepokojone spojrzenie na zegar.
-Normalnie. Mogłeś przyjść do mnie i zrobić to po cichu ,albo mnie pocałować... od razu by podziałało. Na ostatnią część zdania Bodt zareagował rumieniąc się niczym burak na całej twarzy . Czasami te żarty Kirschtein'a zaczynał brać zbyt na poważnie.Zebrał się szybko na odwagę odwracając do niego tyłem i mówiąc :
-Tak, tak , a teraz się pośpiesz, bo inaczej w ostatnich dniach zawalisz i będzie tyle z twojego ,,wielkiego" wysiłku porannego wstawania. Specjalnie nałożył nacisk na to słowo po czym westchnąwszy zaczął zakładać ostatnią część garderoby jaką były buty. 
****
Dzień nie okazał się zbytnio różny od tego poprzedniego , jednak Marco jak i Jean czuli zmianę dnia teraźniejszego od poprzedniego . Musieli wybrać. Już jutro miało odmienić się ich życie. Przynajmniej tak uważał Jean. Myślał ,że będzie razem z Marco żyć po za Murami Shiny i pławić się w spokojnym życiu , ani na chwile nie zwątpił by w to ,że Marco jednak wątpi w swój wybór. Tego dnia oboje postanowili uczcić jutrzejszy dzień . Chociaż głównie był to pomysł Marco próbujący rozweselić Jeana zaprosił kilku gości między innymi : Sashę, Erena , Mikasę , Armina i Conny'ego . Oczywiście sam Jean w sobie nie był zadowolony i kategorycznie się nie zgadzał , dopóki Marco nie zaczął negocjacji :
-A jak postawię Ci obiad ? Przeczące twierdzenie głową. Kolejne negocjacje. Mimo to Kirschtein pozostawał nie ugięty , w pewnym momencie Bodt zacisnął szczękę w żelaznym uścisku po czym spojrzał na niego pewnie i lekko się rumieniąc zapytał :
-A jak Cię pocałuję to wtedy się zgodzisz ? Zapytał udając pół żart co nie za umiejętnie mu wyszło . Mimo to obserwował twarz Jeana przez chwilę zdziwioną , którą po chwili przesłoniły złowieszcze ogniki w jego oczach . 
-Dobrze...Plus vat. Powiedział po czym już go nie było . Mimo wszystko Marco przeszedł lekki dreszcz wzdłuż kręgosłupa. Co to miało niby znaczyć ? Głowiąc się nad tym dalej postanowił w końcu zaprosić wcześniej wymienione osoby . Na poczekaniu naszykował wszystko co było potrzebne, bowiem to głównie on odgrywał rolę gosposi w domu . Jean ani odrobinę nie potrafił gotować, potrafił spalić pustą patelnie. To jest talent prawda ? Właśnie za to go ko... Stop ! Warknął do swoich myśli Bodt. Dlaczego nie wyznał mu tego ? A no , każdy człowiek się boi . W tej chwili on nie bał się tytanów czy wyboru oddziału tylko po prostu - odrzucenia. Dziwne prawda ? Człowiekowi wydaje się ,że to nic - a jednak . Dopiero po całym zdarzeniu można odetchnąć. Czarnowłosy westchnął przeciągle po czym usłyszawszy dzwonek otworzył drzwi wpuszczając gości. Łaskawie tak jak obiecał pojawił się również Kirschtein . Nie potrzeba było długiego czasu , aby wszyscy zaczęli się śmiać i bawić. Cóż.. w końcu trzeba w końcu odreagować. Cały rok spięci staraliśmy się aby zdać. I w końcu padło to pytanie :
-No więc... gdzie zamierzacie się udać ? Eren jak zwykle zaczął gadać o zwiadowcach , Mikasa powiedziała,że jak zwykle będzie przy Erenie, Armin nie zdecydował, Sasha postanowiła dołączyć do oddziału stacjonarnego , Conny się wahał. Po pokoju rozniósł się pewny swego głos Jeana :
-Oczywiście do żarmanderii. Bodt niechcący przygryzł wargę do czerwoności.
-A ty Marco ? Zapytał Armin patrząc na wspomnianą osobę.
-Ja... nie zdecydowałem jeszcze. Taka odpowiedź zaskoczyła wszystkich - dosłownie. Ale kiedy Marco spojrzał w twarz Jeana , wszystko odpłynęło . - Więc pewnie zastanawiasz się między żarmanderią ,a oddziałem stacjonarnym ? Brnął dalej Arlet. Cholera ! Dałby już spokój . Mimo wszystko Marco przymknął lekko oczy i jeszcze mocniej zacisnął ręce w pięści. Teraz to na prawdę wszyscy byli w szoku. W pokoju nastała cisza, aż w końcu roztrzęsiony głos Jeana rozniósł się po pokoju :
-Marco... nie mów mi ... że chcesz... dołączyć do zwiadowców ? Ostatnie słowo niemal ,że wyszeptał . Nie tak miało być. 
-Chodź ze mną. Warknął niespodziewanie zrywając się z kanapy na której siedział po czym wciągnął go na górę i wpuścił do swojego pokoju zamykając za sobą szczelnie drzwi .Już po chwili ciemnowłosy został przygwożdżony ręką do ściany . 
-Marco czy ty chcesz dołączyć do oddziału zwiadowców ? Wypowiedział nad wyraz spokojnie chłopak nachylając się nad drugim zbyt blisko. W końcu żołnierz odważył się spojrzeć w twarz ukochanemu i odpowiedział :
-Biorę to całkiem poważnie pod uwagę. Odpowiedział szczerze. Zdecydował , że dołączy do zwiadowców ,jednak w duszy bał się.. bał się umrzeć i nigdy więcej nie zobaczyć Jeana, jednak jeśli tak dalej pójdzie ,to nie tylko on umrze... jeśli tytani się tu dostaną to będzie i po Jeanie. A na jego śmierć sobie nie pozwoli. Kiedy Kirschtein miał już się odezwać całkowicie wyprowadzony z równowagi , chłopak przyłożył mu delikatnie palce do ust patrząc wprost w jego oczy , nie wahając się. Poczuł nagle przypływ odwagi. Teraz mu powiem ,albo nigdy.
-Jean... kocham Cię. Powiedział pewnie ,całkowicie szczerze patrząc w te jego błyszczące tęczówki oczów ,które po chwili rozszerzyły się w niedowierzaniu . Marco zaczerpnął wdech i wydech po czym kontynuował : - Kocham Cię Jean i dlatego zostanę zwiadowcą. Tytani przebijają się przez Mury . Jak nie my to kto ich powstrzyma ? Po za tym...pragnę dla Ciebie spokojnego życia w środku Murów i dlatego nie mogą się przedrzeć. Nie chcę Cię stracić , chcę widzieć Cię żywego i szczęśliwego. Powiedział to , czuł jak kamień spada mu z serca. Po raz pierwszy wyznał swoje prawdziwe uczucia . Nie minęła chwila ,a coś ,a raczej ktoś przygwoździł go mocno do ściany i ... pocałował. Wydawało by się ,że ten namiętny taniec języków trwał całe wieki zanim się od siebie oderwali . Obaj byli zarumienieni ,spoceni i mieli lekko opuchnięte wargi od pocałunku . Teraz Bodt otwierał już usta aby powiedzieć : Dlaczego ? Jednak Jean go powstrzymał. 
-Marco... dołączę do zwiadowców. Chłopaka zamurowało - kompletnie. Nie był w stanie nic powiedzieć, dlatego kontynuował : - Też Cię kocham powalony idioto i dlatego idę z tobą. Nie chcę żadnych sprzeciwów. Po prostu chcę być przy tobie. Chciałem być w żarmanderii to prawda, ale jeśli byłbym tam bez Ciebie to nie był bym szczęśliwy . Marco... nawet by mi do głowy nie przyszło ,że chcesz zrobić coś takiego , ale zaczynam rozumieć twój tok myślenia. Mimo wszystko... pozwól mi być przy sobie. Błagam. Kirschtein przejechał ostrożnie po policzku kochanka ,który teraz był w niemym szoku , nie myśląc za bardzo co robi rzucił się na niego łącząc ich wargi w namiętnym pocałunku rozpoczynając na nowo ich namiętny taniec. Kiedy od niego się oderwał na jego twarzy widniał tylko uśmiech ,a oczy lśniły ze szczęścia. Jean już zaczynał zdejmować z niego koszulkę , kiedy ten zapytał :
-A co z gośćmi ?
-Nie martw się. Poszli kiedy weszliśmy do pokoju . Bodt natychmiast umilkł . Więcej póki co do informacji nie potrzebował . Liczył się tylko ten piękny człowiek pod nim . Sam również zaczął pozbywać się ciuchów kadeta. Nie za dużo czasu minęło kiedy oboje leżeli przy swoich rozpalonych ciałach nadzy. Marco zaczął wędrówkę ustami po rozgrzanym ciele towarzysza wywołując u niego ciche westchnienia i pomruki ,które świadczyły o tym ,że chce więcej . Nie myśląc za wiele wziął jego członka do ust i zaczął poruszać ustami zalewając falą rozkoszy Kirschtein'a który nigdy nie posądził by Marco o taką śmiałość , zawsze kiedy wyobrażał sobie jak by to miało wyglądać to zawsze wyobrażał sobie Marco jako wstydnisia. Właśnie za to go kochał - zawsze robił coś czego nie oczekiwał . Nie trwało to długo kiedy poczuł jak w jego podbrzuszu zbiera się krew aby po chwili dać upust w osobie która doprowadziła go do tego stanu. Chłopak połknął całą zawartość po czym niespodziewanie Jean obrócił się teraz górując nad towarzyszem i z lekkim uśmiechem powiedział patrząc mu wprost w oczy :
-Skoro jutro ma zacząć się nasze boskie piekło , to chcę to wykorzystać. Kochaj się ze mną , mój ukochany. Marco...Powiedział to tak zmysłowo , że drugi zarumienił się obficie , wydawało by się teraz ,że policzki ma nawet ciemniejsze niż jego piegi.Zaśmiał się cicho. Właśnie do takiego stanu chciał go doprowadzić. Pocałował chłopaka po czym zaczął go rozciągać palcami . Miał bardzo ciasne wnętrze. Marco pojękiwał cicho tym samym podniecając już do granic możliwości Jeana. 
-Gotowy ? Zapytał żołnierz. Dobrze wiedział ,że Bodt pierwszy raz będzie brał udział w stosunku , bynajmniej na dole.Odpowiedziało mu skinięcie głowy po czym szybkim ruchem Kirschtein wszedł w niego ,jednak nie poruszał się słysząc jęk bólu , a po twarzy kochana popłynęło kilka niechcianych łez . Mimo to zmysłowo pochylił się i powolnym ruchem zlizał jego słone łezki. Nie wiadomo kiedy Marco sam zaczął ruszać biodrami i sięgać po więcej i więcej . Oboje czuli się jeszcze jak nigdy. Na początku ruchy Jeana były wolne ,ale po chwili Bodt wyraźnie czerwony na twarzy szepnął cicho :
-Szybciej.. 
-Że co proszę ? Nie usłyszałem ? Zaśmiał się chłopak tym samym przyprawiając towarzysza o rumieńce.
-Mocniej do cholery ! Warknął w końcu niczym burak chowając twarz w zagłębienie szyi swojego ukochanego. Jean uwielbiał doprowadzać go do takiego stanu ,ale z chęcią wysłuchał jego prośby przyśpieszając swoje ruchy sięgając głębiej czemu towarzyszyły jęki dwóch całkowicie rozpalonych i spoconych ciał które stały się jednością. Pierwszy doszedł Marco wykrzykując imię kadeta i wyginając się w łuk , jednak i on nie pozostał dłużny i chwilę po nim doszedł w jego wnętrzu. 
-Kocham Cię ,wiesz ? Szepnął Jean łapiąc kołdrę ze swojego i przykrywając ich do pasa. W pokoju rozszedł się cichy śmiech ,a po chwili również i odpowiedź :
-Wiem.


czwartek, 3 lipca 2014

ItaxSasu ~ Spełnione Marzenie.

Od Autorki : Kolejne ItaxSasu , przykro mi ,ale kocham ten paring <3 Prosz o komentarze ! :D Sorki za błędy.:) Usunęłam maksymalnie ile się dało , ze dwa razy czytałam,a jeśli coś jest źle to gomene również , praca była pisana o 2 w nocy, więc.... xD  Miłego czytania.
Paring : Ita x Sasu ( Itachi x Sasuke )
Z Anime : Naruto
-------------------------------------------------------------
Od jakiegoś roku mieszkałem razem z bratem - z Itachim. On chodził na studia, ja do liceum. Kiedyś byliśmy ze sobą bardzo zżyci jeden nie mógł żyć bez drugiego. Teraz wszystko ich zmieniło. Szkoła, rodzice, wiek i inni znajomi. Jeden wracał później od drógiego, nie przeszkadzając sobie nawzajem. Jednak ja znów zacząłem przyłapywać się na coraz większym zainteresowaniu Itachim. Zdawałem sobię z tego sprawę, a jednak - kiedy zrozumiałem, że zaczynam zakochiwać się we własnym bracie, jeszcze bardziej zacząłem go unikać. Bardzo się zmienił. Pewnego dnia postanowił urządzić imprezę w domu, na którą zaprosił zarówno swoich jak i moich znajomych. Żeby nie było posiedziałem chwilę, poudawałem że się dobrze bawię, jednak moja cierpliwość się załamała kiedy Itachi zaczął zarywać i obściskiwać po pijanemu dziewczynę z mojego wieku. Chyba miała na imię Sakura. Nie potrzebowałem nic więcej. Wykręciłem się, przekazując pijanemu Naruto aby powiedział Itachiemu kiedy nie będzie zajęty, że  zrobiło mi się niedobrze po alkoholu i wróciłem do siebie - chociaż wcale nie piłem. Wszedłem do pokoju po czym zamknąłem szczelnie drzwi i położyłem się na łóżku. Lepsze było dla mnie to, niż patrzenie na niego i to jak ma go ktoś inny niż ja.
Owszem byliśmy braćmi.
Owszem zakochałem się we własnym bracie.
I owszem byłem kurwa zazdrosny!
Ale to się nie liczy. Pragnę tylko jego szczęścia. Zabawne, nie? Zachowuję się jak starszy brat, którego w tej chwili tak bardzo mi brakuje. Usłyszałem pukanie do drzwi. Przez chwilę myślałem, że to on przyszedł zobaczyć jak się czuję, jednak się przeliczyłem. W drzwiach stała jakaś dziewczyna i zaczęła coś mówić cała czerwona. No pięknie, kolejne wyznanie miłości. Pomyślałem stwierdzając to tylko po jednym spojrzeniu na nią. Która to już w tym miesiącu? Piąta? Szósta?
-Ja-a chciałam-m... -Nie dałem jej skończyć odpowiadając chłodno:
-Przykro mi, ale nie odwzajemniam twoich uczuć. -Właśnie... moje uczucia należą tylko do jednej osoby. Tylko dzięki nim jeszcze  żyję. Zobaczyłem w jej oczach łzy.
-To niic takiego. -Odpowiedziała i wybiegła. A ja miałem dość.

Jakiś czas później.

Itachi wrócił wcześniej do domu. Akurat oglądałem telewizję, więc udałem że nie zaóważyłem. Przysiadł się do mnie. Zaczął coś gadać w stylu ,,jak  tam szkoła?" ,,Jak ci minął dzień?". Lecz ja byłem nieprzytomny umysłowo .Na wszystkie pytania odpowiadałem: dobrze, mhm, a tobie? No i wtedy to powiedział,  ze śmiechem:
-Sasuke znajdź sobie dziewczynę, bo nie długo zdziecinniejesz kompletnie. -Drgnąłem. Nie mogłem nic powiedzieć. Wiem tylko, że się zaróżowiłem. W końcu odparłem:
-Sam sobie znajdź. -Po czym odszedłem. To utwierdziło mnie tylko w bolesnej prawdzie. Minęło kilka godzin. Rysowałem w swoim pokoju. Od zawsze miałem do tego talent. Tak, właśnie. Rysowałem Itachiego z anielskimi skrzydłami. Przerwałem gwałtownie kiedy usłyszałem ukanie do drzwi, a po chwili pokazała się w nich głowa Itachiego.
-Sasuke, wychodzę. Wrócę późno, nie czekaj z kolajcą. -Skinąłem tylko głową, zasłaniając rękami rysunek, widząc na nim jego wzrok. Kiedy wyszedł wróciłem do poprzedniej czynności. Pewnie wyszedł z dziewczyną. Kto wie co będą robić... Zgryzłem wargę. Westchnąłem cicho i dokończyłem rysunek złamaniem ołówka. I tak czas zaczał mijać - a on nie wracał.
00:00
2:30
3:15.
Cholera. Pomyślałem cały spięty patrząc na zegarek. Wiem, uprzedził. Wiem, nie powinienem przeszkadzać. Jednak kurwa nie mogłem już czekać. Kiedy miałem zamiar zakładać buty usłyszałem cichy huk, po czym pojedyńcze przekleństwa. Wiedziałem do kogo należy ten głos. Wyszedłem przed dom bez butów i to co zobaczyłem zamurowało mnie. Ita był kompletnie zalany. Rozszerzyłem oczy, ale mimo to zacząłem improwizować, kiedy mężczyzna zaczął lecieć na ścianę. Szybko złapałem go za rękę  i uwiesiłem na swojej szyi pomagając mu wstać.
-Idioto gdzie żeś przez ten cały czas się podziewał?!! Martwiłem się. -Powiedziałem to. W końcu wydusiłem z siebie choć cząsteczkę prawdy. Łzy same zaczeły zbierać mi się do oczu. Nic nie poradzę na to, że jestem uczuciowy.
-P-przecież mówiłem, że wrócę późno Sasuke. -Odpowiedział lekko się chwiejąc, ale za moją pomocą idąc do przodu. Do tego cały czas przyglądał mi się. Znów zacząłem:
-Ale nie mówiłeś, że aż tak późno! -Nadmiar decybeli wywołał grymas na jego twarzy, mimo to nie żałowałem. Należało mu się za straszenie mej osoby. Wprowadziłem go do domu po czym, mimo sporej ciężkości udało mi się go wtaszczyć po schodach. Czułem na sobie wzrok co mnie tylko irytowało. Kiedy już miałem skręcić w korytarz prowadzący do jego pokoju aby go tam zostawić, poczułem nagłe szarpnięcie i myślałem że straciłem równowagę. Zamknąłem oczy czekając na uderzenie, jednak nic takiego nie nastąpiło. Wtedy to zobaczyłem. Itachi przyszpilał mnie do ściany. Był blisko, zbyt blisko.
-Ita...? -Zapytałem cicho, nie pewnie, nie mogąc się na nic innego zdobyć. Poczułem jak między moje krocze wsówa stanowczo kolano, naciskając mi na czułe miejsce. Nie mogłem się powstrzymać - jęknąłem.
-Ita..jesteś pijany. Opanuj się. -Powiedziałem to. Chciałem tego jak cholera, ale był pijany. Jutro będzie żałował.
-Sasu... ja już dłużej nie dam rady się powstrzymywać. Wybacz... Tak długo czekałem. -Rozszerzyłem oczy. Że co? Nie dał mi zadać pytania. Wykorzystał to, że otwieram usta po czym brutalnie na nie naparł, jakby to był pierwszy pocałunek w jego życiu. Wydałem z siebie kolejny jęk prosto w jego usta. Nie potrzebowałem większej zachęty. Zacząłem oddawać zaczepki jego ciepłego języka i uczestniczyć w namiętnym tańcu przerwanym tylko w potrzebie zaczerpnięcia powietrza. Ale chciałem mieć pewność.
-Dlaczego ? -Zapytałem patrząc w jego pękne oczy.
-Bo Cię kocham Sasu nie tylko jak brata... od dawna. Wiem, że się brzydzisz i mnie nienawidzisz, ale nie mogę tego teraz za nic zatrzymać. -Szepnął mi nad uchem. Pociekły łzy. Patrzył na mnie lekko przestraszony dlatego powiedziałem szybko wyjaśniając:
-Nawet nie wiesz, jak nardzo tego pragnąłem. Jak dawno... -Ale Itachiemu te słowa wystarczyły. Znów naparł na moje wargi z pasją, po czym zaczął po omacku kierować się w stronę drzwi i tak trafił do mojego pokoju. Byliśmy tak zajęci sobą, że nie zamknęliśmy nawet drzwi. Pierwsze co Ita zrobił to rzucił mnie na łóżko, po czym zaczął ograbiać bez opamiętania z koszuli. A ja nie pozostałem mu dłóżny. W tej chwili nie obchodziło nas nic innego. Nic się nie liczyło poza nami. Włożył rękę do moich bokserek i zaczął błądzić rękami po męskości.
-Ahh. -Jęknąłem, jednak próbowałem pozbyć się tego dźwięku zgryzając wargę. W końcu byłem dziewicą. Mimo to, on chciał abym wywoływał dla niego głośniejsze dźwięki rozkoszy. Tak go kocham... dla niego zrobię wszystko. Po chwili całkowicie pozbył się naszych ubrań i zaczął poruszać ręką na moim penisie i wziął go w usta. Moje ciało zalała fala rozkoszy. Jęczałem i wiłem się pod nim, czując jak ciepło zbiera się w podbrzuszu. Starszego tylko jeszcze bardziej to podniecało. W końcu spóściłem się w jego usta ze wstydem. Połknął wszystko.
-Jesteś pyszny Sasuke... -Wyszeptał mi nad uchem, kusząco. Zadrżaem kiedy mi to powiedział. Domagałem się o wiele więcej. W ciemności odszukałem jego usta i zaczałem całować, chcąc kontynuacji. Ku moim prośbom, nie długo to trwało. Po chwili poczułem w sobie pierwszy palec. Po raz kolejny dzisiejszego dnia wydałem z siebie niekontrolowany jęk i instynktownie wyparłem biodra do przodu. Po niedługim poruszaniu pierwszym palcem w tej idealnej ciasnocie dołączył kolejny i kolejny palec.
-Uwaga. Kiedy będziesz gotów powiedz. -Po czym wszedł we mnie szybkim ruchem, aby nie sprawiać niepotrzebnego bólu. Po moim polikach poleciały łzy. Wtuliłem się w nagi tors brata zaciskając paznokcie na jego plecach. Czułem jakbym był obdzierany w środku ze wszystkiego co mam. Jednak to uczucie zastąpiło nowe, mieszanka bólu i rozkoszy.
-Już. -Szepnąłem cicho zarumieniony, jednak to ja zacząłem się na niego nabijać. Teraz to on jęczał. Wiedziałem już o co mu chodziło. Piękny dźwięk. Tempo stawało się coraz szybsze, ustępując rozkoszy dwóch ciał przytulonych do siebie.
-Sasuke...jesteś niesamowity . -Powiedział mi to na wydechu, ale w odpowiedzi mruknąłem tylko:
-Kocham cię Itachi. -Nie zajęło mi długo dojście między naszymi soconymi ciałami wykrzykując w ekstazie imię brata. Jemu zresztą też nie. Poczułem dyskomfort. Doszedł we mnie wykrzykując moje imię. Obaj opadliśmy na poduszki, a ja wtuliłem się w niego ufnie. Znów byliśmy jednością. Jak kiedyś. Czułem się szczęśliwy, mimo bólu w tyłku. Czułem, że będzie nowe lepsze jutro, bo zyskałem to czego pragnąłem tak bardzo długi czas - mojej pierwszej i jedynej miłości - mojego brata.