czwartek, 19 listopada 2015

Oficjalne zakończenie

Od dłuższego czasu myślałam nad tym, aby skończyć dodawanie nowych postów na tego bloga. 
Wstyd mi za błędy, które porobiłam. 
Na swoje usprawiedliwienie mam tylko to, że gdy zaczynałam tu pisać miałam ze 12-13 lat. Każdy jakieś początki ma, a więc nie jest to dziwne.
Niestety nie mam czasu, ani chęci aby poprawiać wszystko od początku. Jest tego zbyt dużo, a nowsze blogi wymagają wiele uwagi aby były lepsze od poprzednich. 
Nie chcę nic stąd usuwać, ponieważ podobnie jak większość autorów mam sentyment do pierwszego bloga i pracy jaką w niego włożyłam. 
Ponadto mam nadzieję, że moje posty, gdzie byk pogania byka zachęcą początkujących do pisania, pomimo iż zaczynanie może nie być zbyt obiecujące. 
Bez ćwiczenia nie da się wyszlifować stylu!

Od czasu do czasu postaram się wejść, przejrzeć komentarze itp. 

Jeśli ktoś jest zainteresowany moim drugim kontem, z którego teraz publikuję niech da znać.

Do zobaczenia!

czwartek, 15 października 2015

ItaSasu - I co dalej?

Od Autorki: W końcu coś tutaj dodaję... Co prawda pisane na innego bloga, ale jednak. 
Paring: Itachi x Sasuke
Anime: Naruto

 Skrzywił się, usadawiając wygodniej w irytującym, zimnym fotelu. Nim w ogóle zdołał przeczytać pierwszą stronę wcześniej przygotowanej książki, przerwał mu głos matki, wyraźnie kłócącej się z ojcem. Nawet dzieląca dół z górą odległość nie była w stanie zagłuszyć przekomarzań obydwu rodzicieli.
-Znowu się kłócą.
Usłyszał cichy, zadumany i melancholijny głos brata. Gdyby nie to, że był już przyzwyczajony do pojawiania się Itachiego od tak, w najmniej odpowiednich momentach, to zapewne wzdrygnąłby się lub zaliczył inną, charakterystyczną dla zaskoczenia reakcję. Zerknął w stronę ciemniejszego kąta pokoju, skąd go usłyszał. Stał tam. Jak niemal każdego dnia. Beztrosko oparty o ścianę, ze spojrzeniem wbitym w intensywny, fioletowy kolor ściany pokoju. Jak to już często bywało, ciało miał niemalże przezroczyste i tylko w cieniu można było coś dostrzec.
-Nic dziwnego. Znowu wysłali mnie do psychiatryka.
Rzucił w odpowiedzi dla zjawy, aby jakoś przerwać ciszę, będącą dla niego zbyt wielkim ciężarem. W zasadzie nie znosił siedzenia w samotności od czasu śmierci mężczyzny. Ile to już minęło... będzie dobre trzy lata. Trzy długie lata. Książka, którą trzymał jeszcze przed chwilą w palcach, została zamknięta i odłożona na miejsce. Nie była mu już potrzebna. Czuł na sobie ciemne, jednakże martwe oczy. Itachi zawsze wyczuwał, kiedy młodszy brat popadał w taki nastrój. Wspominał, szukał odpowiedzi na własne pytania, aby jakoś usatysfakcjonować uśpione demony. Sasuke sam nie wiedział jak udało mu się przeżyć tyle czasu. Pamiętał jak wielokrotnie płakał zamknięty sam ze swoją głową w jednym pomieszczeniu. Nie chodził do szkoły, nie odżywiał się poprawnie. Pragnął jedynie dołączyć do osoby, którą kochał ponad wszystko. I wtedy właśnie przyszła pora na myśli samobójcze. Instynktownie zadrżał, przenosząc palce na nadgarstki, gdzie nadal pozostawały blizny po nacięciach.
-Nie zadręczaj się.
Mimo iż znowu go dosłyszał, to nie usłuchał. Nie rozumiał. Nawet wtedy, gdy samo widmo, duch Uchihy zaczął pojawiać się mu przed oczami, wiedział, że to tylko jego wyobraźnia. Udręczony umysł tworzy różne obrazy, aby zadowolić pęknięte serce. To, że nie można było go dotknąć, przytulić, czy chociaż jakoś mu pomóc jeszcze bardziej zaszkodziło niż poprawiło sytuację. Dlatego Sasuke Uchiha był obecnie tym kim był. Nastolatek zamknięty w sobie, przesiadujący godziny w czterech ścianach pomieszczenia. Wiecznie podkrążone oczy i chudość nie grała tu roli. Gdy miał na to ochotę, potrafił udawać kogoś normalnego. Kto jednak tak naprawdę potrafił go w pełni zrozumieć? Tylko Itachi. Rodzice wiecznie, po nieudanych wyjazdach do psychiatry załamywali ręce i wyładowywali stres, kłócąc się między sobą o to, co dla niego najlepsze. Tak było dosyć często, bo nic sobie nie robił z ich trudu. Ilekroć spotykał się z kimś, kto miałby go ,,wyleczyć" zamykał buzię na kłódkę i nic nie mówił. Najlepszym lekarstwem było danie mu spokoju. Tak właśnie myślał.
-Itachi?
Zagadnął, nieco drżącym głosem, jakby chciał wybadać, czy brat jest nadal z nim. Czuł, że nogi mu się trzęsą, dlatego też nie wstawał z miejsca, ograniczając się do poszukiwań wzrokowych.
-Spokojnie. Jestem tu.
Odetchnął. Tyle mu wystarczyło. Narkotyk w postaci pięknego głosu działał większe cuda niż marihuana i wszystkie inne używki razem wzięte. Poczuł delikatny uścisk na ramieniu, który jednak był niczym muśnięcie skrzydeł motylka. Mógł szczerze pogratulować swojej głowie, że jest w stanie stworzyć nawet takie realistyczne odczucie.
-Przepraszam.
Sasuke dosyć często to robił. Uchiha pojawiał się przed nim już prawie od pięciu miesięcy. Od chwili w której próbował odebrać sobie życie, pilnował aby sytuacja ponownie się nie powtórzyła. Jednakże czuł się winny. Winny, że zatrzymuje go przy sobie, zamiast pogodzić się ze stratą. Przez to egoistyczne zachowanie wierzył, że nie może odejść, co nie znaczy, że nie chce.
-Sasuke.
Ton jakim mówił zmienił się, co też przywołało go do porządku, odrywając od nieprzyjemnych myśli. Spojrzał za siebie, ale go nie zobaczył. Szybkim ruchem dosięgnął firanki, odcinając dostęp światła. Okazało się to dobrym posunięciem, bo już po sekundzie dostrzegł zarys sylwetki za sobą. Kruczoczarne spojrzenie mówiło samo za siebie. Coś się działo. I to coś, nie było z pewnością niczym dobrym.
-Sasuke...
Powtórzył z cichym westchnięciem na ustach, zamykając oczy. Itachi dosyć często wykonywał taki gest. Wyglądał wtedy tak samo idealnie jak zresztą gdy to robił za życia. Wszystkie szczególiki na temat jego wyglądu i zachowania - Sasuke je pamiętał.
-Niedługo odejdę. I tym razem spotkamy się dopiero w innym świecie.
Łasica kontynuował, dobrze wiedząc jakie skutki może to mieć. Panika i dezorientacja bliźniaczych oczu. Nie chciał go ponownie stracić. Nie teraz. Młodszy zadrżał, uświadamiając sobie, że znowu robi to samo. Znów chce go przy sobie zatrzymać i dostać poczucie bezpieczeństwa. Chciał usłyszeć, że wszystko będzie dobrze. Ale nie mógł znów kierować się własnymi pobudkami. Dlatego też skinął potakująco głową, pozwalając mu mówić dalej.
-Chciałbym, żebyś otworzył się na innych. Dożył sędziwych lat i postarał się pamiętać, że jeszcze się zobaczymy. Przysięgnij mi to.
Uśmiech Itachiego był dla niego wszystkim i pomógł się uspokoić do wystarczającego stopnia. Trzy lata zrobiły swoje. Jak to mówią: czas leczy rany. On tak nie twierdził, ale z własnego doświadczenia wiedział, że pomaga. Czas był pomocny. Być może dlatego zdobył na tyle silny, by pozwolić mu zaznać spokoju. Mieszane uczucia władały nim, dopóki nie poczuł dosyć wyrazistego dotyku na policzku. Skamieniał, wpatrując się w oblicze brata. Uchylił wargi, nie będąc w stanie wydusić z siebie słowa. Chociaż nie musiał. Idealnie rozumieli się bez mowy. Wystarczyło jedno spojrzenie, aby jeden wiedział, co drugi ma na myśli.
-Przysięgam.
I nagle Itachi zniknął. Tak po prostu. Rozpłynął się w powietrzu, całkowicie odchodząc. Chłopak przełknął ślinę przez zaschnięte gardło, zaciskając palce. Uniósł jedną z dłoni, spoglądając na przedmiot, który pojawił się tam w nieznanych okolicznościach. Delikatny naszyjnik z trzema ozdobnymi kamieniami delikatnie odbijał jego spojrzenie. Sam nie wiedząc czemu: uśmiechnął się przez łzy. Zakładając pamiątkę na szyję przypieczętował złożoną obietnicę.

poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Tom x Harry - Połączenie. cz.2

Od Autorki: Po praktycznie 3-4 miesiącach powracam. Mam nadzieję, że tęskniliście. xd Niestety nie mam siły aby poprawić stare, paskudne one-shoty, ale za to będę zwracała większą uwagę na poprawki w tym co piszę teraz. No cóż. Pierwszy fanfick na tym blogu napisałam mając 12-13 lat, a więc do teraz zdołałam się nieco poprawić, co wy sami ocenicie. No i jeszcze dziękuję, że pomimo braku nowych postów pojawiło się tutaj tyle nowych czytelników, w tym wielu na prawdę dużo komentuje. Dla autora to jest właśnie największa nagroda. Miłego czytania.
Paring: Tom x Harry
Film: Harry Potter
Cz 2. - Kontynuacja
Z cichym westchnięciem wszedł do pokoju, trzaskając drzwiami. To znów się działo. Widział przed oczami tego sukinsyna. W każdej, najmniej pożądanej chwili. Blizna piekła tępym bólem, że wszystko inne wydawało się nie do zniesienia. Z trudem wytrzymał do przerwy obiadowej, po czym zamiast udać się do Wielkiej Sali wrócił do dormitorium. Opierając ręce na ścianie, wpatrzył się w swoje odbicie w wielkim lustrze. Nie widział tam siebie. Znów on. Zacisnął wargi, odwracając się napięcie. Jeszcze chwila, a lustro zostałoby zniszczone na tysiące malutkich kawałeczków. Oddychając ciężko usiadł na łóżku, zwracając wzrok tępo w złoto-czerwoną tapetę na ścianie.
- Długo jeszcze zamierzasz się bawić? - Zapytał w miarę spokojnie, przymykając powieki. Nie mógł dopuścić do sytuacji z wczoraj. Wszystkie wspomnienia skrycie ukrywane przez wiele lat dałyby mu zbyt dużo informacji. Harry za dużo wiedział. W zasadzie, zastanawiał się, dlaczego jeszcze się wzbrania. Przecież był tylko ,,chłopcem, który przeżył." ,,Chłopcem, o którym nikt już nie pamiętał." Czyżby wszystko się skończyło wraz z powrotem Voldemorta? Wszystkie nadzieje pokładane w nim od urodzenia. Czar prysł. Ludzie przejrzeli na oczy. Nie był Wybrańcem. Był tylko czarodziejem. Harrym Potterem, który niechybnie zyskał sławę za nic. Po pokoju rozniósł się gadzi śmiech, przerywając pogrążanie się w czarnych myślach.
- Doprawdy, zastanawiałem się, jak długo będę musiał czekać aż dojdziesz do tych wniosków, Potter. - Wysyczał cicho, mrukliwym głosem, mimo wszystko nadal się nie materializując.
- Skończ. Przeszkadzasz mi myśleć. - Odparł bezczelnie, co wyjątkowo nie spodobało się Czarnemu Panu. Musiało się nie spodobać, bo chwilę potem stał już przed chłopakiem w swojej pełnej okazałości. Wzrok Pottera wydawał się go nie widzieć, aczkolwiek mężczyzna nie był do przeoczenia stojąc centralnie nad nim. Przez chwilę obaj mierzyli się spojrzeniem, nie zwracając uwagi na hałasy dobiegające z dołu, które zapewne oznaczały iż uczta obiadowa się skończyła, a czarodzieje wrócili do wież. Ruch Voldemorta trwał tylko sekundę. Układając kredowo białą dłoń na klatce czarodzieja pchnął go w tył, zmuszając tym samym do położenia się. I znów cisza. Potter przestał się opierać, a przynajmniej nie wyglądało na to, aby miał zamiar.
- Mądrze. - Stwierdził czarnoksiężnik, unosząc kącik ust ku górze. Widział w jego oczach chęć mordu, ale zdecydował się nie robić nic. Harry nie mógł się bronić więc niepotrzebnie zmarnowałby energię życiową, która zostałaby przejęta przez niego. W taki sposób jedynie przyśpieszyłby swoją zgubę. - Szybko się uczysz. - Kolejne słowa padały ze ślizgońskich ust. Czytanie w myślach potrafiło być upierdliwe. Mimo wszystko nie wyglądało na to, aby coś miało zniechęcić Toma przed posunięciem się krok na przód. Podobnie jak w pokoju życzeń, maltretował go swoją obecnością. Zimne usta o dziwo delikatnie musnęły te należące do Wybrańca, chcąc zachęcić go do dalszej zabawy. Nie otrzymawszy jednak upragnionej reakcji, jego język wdarł się do wnętrza ust chłopaka, tym samym odbierając sobie to czego pragnął bez jego zgody. Potter nie mógł go dłużej ignorować. Nie chciał się w to bawić, a wiedział, że im szybciej zrobi to co on chce, tym szybciej się to skończy. Starając się nie myśleć o tym z kim właśnie się całuje, zaczął wolno i nieporadnie odpowiadać na zaczepki. Dłonie mężczyzny spoczęły wyprostowane po obu stronach jego głowy, tak aby nadal pomimo przerwania czynności mógł przyglądać się jego zielonym oczom w kolorze Avady. I ponownie mierzyli się wzrokiem. Można by rzec, że przez krótką chwilę widział w tęczówkach Voldemorta coś dziwnego. Jak... fascynacja. Tak, cieszył się. Cieszył, że w końcu ma coś, czego jeszcze nie było. Osobnika, który swoją egzystencją potrafi go nie zanudzić i nie zmusić do natychmiastowego zabicia. Wszystko wydawało się tam takie inne. Syn Lily i Jamesa w taki sposób przechodził jego oczekiwania. Robił to, czego się nie spodziewał. I nawet to, że jest synem szlamy nie do końca mu teraz przeszkadzało. Prywatna zabawka, tak mógł to określić. Ponieważ nie mógł mu się przeciwstawić, ale jednocześnie robił to. Przeminęło to wszystko wraz z tym jak ten się wyprostował. Czarny Pan uniósł dłoń do ust, przejeżdżając po nich palcami jakby chciał powiedzieć ,,nieźle Potter, może coś tam potrafisz". Z warg Wybrańca natomiast padło ciche prychnięcie przyciągające uwagę mężczyzny. I kolejna chwila ciszy, dopóki kolejny raz nie odezwał się czarnoksiężnik. - Twoja głowa od teraz zawsze będzie dla mnie otwarta. Mimo wszystko nie chciałbym tak łatwego zwycięstwa... - Blada ręka zrobiła teatralny ruch, unosząc się ku górze, do czasu kiedy i oczy węża nie spoczęły na bliźnie chłopaka. Tej pamiętnej bliźnie, łączącej ich oba istnienia. - Harry Potterze, gdy przyjdzie czas ostatecznego rozrachunku zatrzymam Cię dla siebie. Przydałbyś się jako zwierzątko. Więc pamiętaj o tym, gdy będziesz miał ochotę zginąć wcześniej. - I tym samym zniknął, pozostawiając w głowie gryffona jeszcze większy mętlik niż przed pojawieniem się tutaj. Na schodach rozległy się charakterystyczne odgłosy kroków, a do pokoju wpadł zdyszany Ron, rzucając się mu na szyję i zadając durne, mało istotne pytania, podczas kiedy pogrążony był w swoim własnym świecie. Mimo wszystko usta zdołały wypowiedzieć jedno, żałosne zdanie skierowane już tylko do powietrza.
- W co ty sobie pogrywasz...

środa, 27 maja 2015

MadaSasuIta.~ Obietnica.

Od Autorki: Pisane na szybko, z błędami, ale mam nadzieję, że jednak mi wybaczycie. No i po raz pierwszy piszę trójkąt. Kiczowaty, ale jednak. I tutaj mam do Was pytanie. Chcecie aby one shot TomxHarry, z HP był kontynuowany? Otrzymałam ku temu kilka próśb...
Paring: Madara x Sasuke x Itachi
W tej właśnie chwili widział jego piękne, ciemne włosy. Tylko teraz oczami wyobraźni patrzył na kogoś kogo całe życie kochał i podziwiał. Może nie był to odpowiedni moment, ale taki już był. Chłopak nigdy nie trzymał się ogólnie wytyczonych zasad. Zawsze robił to co chciał. W końcu sami wiedzieli o tym najlepiej. Przeszedł krok do przodu po czym wplątał palce w przydługie włosy jego brata, zarówno jak i kochanka. Nie czekał długo na reakcję. Chociaż nastąpiła ona szybciej niż się spodziewał. Łasica odwrócił się do niego probdarzając zaskoczonym spojrzeniem. Spojrzeniem którego w tamtej chwili nie rozumiał. Chociaż było to dla niego dziwne, nowe, nieznane z uwielbieniem spijał słowa z jego słodkich ust. Wtedy myślał tylko o słuszności swoich decyzji. O tym, czy może odpowiedzieć mu sam. Zaświadczyć o prawdziwości swoich uczuć i jednocześnie wyprzeć się tolerancji w oczach innych. Zarówno dla siebie jak i dla niego. Zawsze chciał dla Łasiczki jak najlepiej. Nawet gdy ten zjawił się dopiero po kilku latach, tłumacząc pracą i studiami. Mógł zrezygnować. Poddać się. Pozwolić przestać kiełkować tej drugiej, zakazanej pomiędzy nimi miłości. Mimo wszystko nie zrobił tego. Umierając z niepewności postanowił mu wyznać co czuje. I ten dzień pmiętał. Zaskoczenie na twarzy Itachiego gdy złączył ich wargi w namiętnym pocałunku. Wspólne chwile. Odwzajemnione uczucie. Byli szczęśliwi. Do czasu. Ze starszym znów zaczęło się dziać coraz gorzej. Choroba się nasiliła. Odbierała mu resztki sił i czerwinej posoki, która zazwyczaj uciekała przez te same usta, które były obdarowywane namiętnymi pocałunkami. Zaskakujące jak szczęście szybko może zmienić się w piekło. Szpitale, badania, prośby, a nawet groźby nic nie dawały. Chodźby Sasuke przyszło spłonąć na stosie nie zostawiłby go w tamtej chwili samemu. Mimo iż cierpiał wraz z nim, a może nawet i jeszcze bardziej nie pozwoliłby Itachiemu samemu nosić tego ciężaru. Dobrze wiedział, co dla ludzi oznacza nowotwór. Mimo wszystko, ostatnie tygodnie były najgorsze. Daremna walka, płacz, załamanie nerwowe. Ledwo utrzymywał koniec z końcem, jednakże musiał być silny, aby Łasic mógł wiedzieć, że nic mu nie będzie. By mógł odejść w spokoju duszy, nie martwiąc się w ostatnich chwilach o to, co się dzieje z jego głupim, małym braciszkiem. Sasuke pociągnął nosem, wpatrując się z szpilki jakiejś kobiety wyjątkowo pustym wzrokiem. Ostatnie chwile były najtrudniejsze. Cieszył się jednak, że przynajmniej odszedł spokojny. Zapewniony przez niego, że nie umrze. Nie popełni samobójstwa. Nie zechce zbyt wcześnie do niego dołączyć.
-Sasuke... Chodźmy. -Odezwał się nagle Madara, kładąc chłopakowi dłoń na ramieniu. Młodszy drgnął i zerknął ku górze na twarz kuzyna, przygryzając wargę. Nikogo już nie było. Pozostali tylko oni. Starszy Uchiha wiedział, że musi się zająć młodszym. Może i ten o tym nie wiedział, ale obiecał to Itachiemu. Prawda była taka, że on również go kochał. Kiedyś, ale jednak. Łasic był jego pierwszym partnerem, z którym rzekomo mu się nie udało. Nigdy jednak do końca nie wyparł się tego uczucia. Po co by temu zaprzeczać. Madara zerknął na Sasuke, głaszcząc z delikatnością jego ramię. Był on taki delikatny. Czysty. Niczym jego starszy brat. Może to właśnie dlatego zdecydował sie nim opiekować. Może. Jednak nie do końca. Sasuke był unikalny. Mimo iż podobny do Itachiego, różnił się nielicznymi szczegółami. Ale to mu nie przeszkadzało. Miał tylko nadzieję, że uda mu się dopełnić złożonej obietnicy. A przy okazji postanowił postarać się dać mu to samo co dawał mu Łasica. Nie mniej, ani nie więcej.