środa, 4 czerwca 2014

Czy moja miłość pomoże twojej nienawiści ?... Ita x Sasu

Paring: Itachi x Sasuke
Anime: Naruto Shippuuden
Post poprawiony.

Jest źle. Czuję jak krew ze mnie ucieka. Wraz z moim beznadziejnym, przepełnionym nienawiścią życiem. Zresztą... co mi zależy? Zaraz do Ciebie dołączę Itachi. Wóz albo przewóz. W prawdzie nie zemściłem się jeszcze na całej Wiosce Liścia, ale teraz już mi wszystko jedno. Naruto mnie wykończy.  Mam dość. Nie mam motywacji. W takim razie po co byłoby to wszystko? Po co istniało moje beznadziejne życie? Zaznałem tylko raz miłości, już dawno zapomniałem jak to jest. Miałem ochotę płakać. Jak zawsze kiedy pojawiał się dół związany ze wspomnieniami. Mimo to od czasu śmierci Itachiego nie uroniłem ani jednej łzy. To klątwa. Wziąłem głębszy oddech i skupiłem się w miarę aby odzyskać wzrok. Nadużywanie Mangekyou również dawało się we znaki. Kaszlnąłem słabo, wymiotując własną krwią. Spojrzałem na swoje ręce. Nawet nie zoriętowałem się kiedy Naruto ruszył do ataku. Chakra kyuubiego przebiła moją klatkę piersiową. Cofnąłem się kilka kroków. Wszyscy ninja nas obserwowali. Obserwowali przestępcę Uchiha i wielkiego bohatera Konohy. Nieświadomie na mojej twarzy pojawił się uśmiech... ten prawdziwy zapomniany całkowicie uśmiech. Po tylu latach. Zaobserwowałem na twarzy przede mną całkowite zdziwienie, po czym spadłem w dół rzeki. Tak. To już koniec. Zamknąłem oczy wyłączając sharingana. Po chwili poczułem pod sobą lodowatą taflę wody. Tracąc świadomość czułem wspomnienia przelatujące mi przez głowę. Itachi, ty idioto, jak mogłeś dać mi się zabić? Więc tak się czuje ktoś kto umiera? Jednak coś było nie tak. Krew przestała ze mnie ściekać. Robiło się coraz cieplej. Otworzyłem oczy ulegając zaskoczeniu. Suzano'o? Jakim cudem, bez mangekyou? I wtedy usłyszałem głos Madary w mojej głowie jakby przez mgłę: ,,Kiedyś przewyższysz swojego brata, co za tym idzie nie będziesz musiał tak jak ja używać mangekyou do stworzenia suzano'o, i przyjdzie Ci to łatwiej. Ponad to jeśli kiedy kolwiek kogoś pokochasz i w chwili śmierci pomyślisz o tej osobie prawdopodobnie stanie się coś czego nie oczekiwałeś". I tak w istocie było. Moje suzano'o samo reagowało . Moje rany goiły się w ekspresowym tępie. Moje oczy mimo iż nie były wymienione z oczami Itachiego zaczęły wracać do światłości. Jak to możliwe? Nie ważne. Skoro żyję, dokończę to co zacząłem. Odbiłem się od wody chakrą, tym samym lądując na ziemi ku zaskoczeniu wszystkich. Powróciła maska. Powróciło to silne pragnienie zemsty.
-Sasuke... -Usłyszałem głos Sakurwy. Nie cierpiałem jej już od dawna, ale kobieta nie potrafiła tego zrozumieć nawet wtedy kiedy ją próbowałem zabić. Dziewczyny są nienormalne. Karin i Sakura są siebie warte. Włączyłem mangekyou i siłą woli użyłem amaterasu. Już wiedziałem co miałem zrobić. Przebiłem się gwałtownie przez oddziały ninja biegnąc w stronę północnej kryjówki. Tam zostało złożone ciało Itachiego. Już niedługo braciszku... zrobię to co ty zrobiłeś dla mnie. Za pomocą chakry odbiłem się od ziemi i przybrałem maksymalną prędkość, niedługo potem stając pod kryjówką węża. Szybkim krokiem wszedłem do środka. W wielkiej sali na środku kamiennego grobowa leżało ciało Itachiego. Takie zimne... nie chcę Cię takiego oglądać. Podszedłem do niego i złapałem go za rękę siadając obok mojego aniki. Już dawno mu wybaczyłem. Musiałem się śpieszyć. Niedługo będą tutaj shinobi. Zacząłem przesyłać po przez chakrę i mangekyou sharingana w ciało starszego Uchihy moją energię życiową. Po kilku minutach zacząłem tracić czucie w stopach, następna była krew z ust.  Mimo to z uśmiechem postanowiłem oddać Itachiemu to co mu ukradłem.
-Oddaje w twoje ręce moje życie Itachi. -Powiedziałem bezgłośnie po czym widząc jak oczy starszego Uchihy otwierają się, zamknąłem oczy i nie czułem już nic.
***
Obudziłem się. Czułem się strasznie. Moja głowa pękała, oczy piekły niemiłosiernie, a kończyn nawet nie czułem. Nie wspomnę już o tym, że byłem otumaniony i wykrwawiony. Czy ja nie żyję? Dopiero po chwili zaczęły do mnie wracać wspomnienia z dnia ubiegłego. Próbowałem się podnieść, ale bez skutku. To w końcu żyję czy nie? Bo jeśli nie, powinienem być w piekle, a to mi na to nie wygląda. Po chwili jednak usłyszałem głos który tak bardzo pragnąłem usłyszeć:
-Obudziłeś się już? -Tak ten głos. Jednak brzmiał jak tego dnia. Bezbarwny. Gdybym mógł znieruchomiał bym, ale przecież i tak byłem nieruchomy. W odpowiedzi tylko bardziej wytężyłem wzrok i zdołałem mrugnąć kiedy pieczenie oczu było już nie do wytrzymania. Nie mniej zdziwiłem się, kiedy poczułem na sobie ciężar. Przez chwilę stare odruchy życia w samotności kazały mi wyelimimować zagrożenie. Jak bym mógł się wogóle ruszyć.
-Idioto! Kretynie! Mogłeś umrzeć! Chciałem tylko żebyś żył szczęśliwie, a nie mnie ratował kosztem swojego życia! W życiu bym nie spodziewał się tego po tobie! Myślałem, że masz więcej oleju w głowie Sasuke!  -Słyszałem, aż za wyraźnie. Skrzywiłem się.
-Ciszej Itachi. -Wychrypiałem ledwo. Moja głowa stanowczo się buntowała. Kaszlnąłem ostatkiem sił.
-Ja Ci dam ciszej! Cholero! Jak tylko staniesz na nogi tak Ci wygarnę, że do końca życia zapamiętasz! -Gdybym mógł westchnąłbym. Z uciechy i z głupiego strachu. Mimo to, tego dnia kiedy zginął Itachi coś się we mnie zmieniło. Wiedziałem już co. Nie ważne jak chciałem bez żadnych ograniczeń uratować życie Itachiego nawet za cenę swojego życia. Widząc stanowczość w moich oczach, Łasic wyraźnie westchnął i więcej nie mogłem zaóważyć, bo przykryły go czarne kosmyki jego włosów, które tak kochałem u mojego starszego aniki. Czułem coś mokrego na mojej twarzy. Itachi ty płaczesz?  Chciałem zapytać, ale w gardle utknęła mi gula. Nie widziałem jego płaczu od tamtego dnia.
-Kocham Cię mój mały głupi ototou... -Powiedział, a ja rozszerzyłem oczy ze szczęścia. A więc to tak jest być szczęśliwym. Nareszcie mogłem to poczuć. Szczerze mówiąc, było to nawet lepsze uczucie niż zemsta. Zdecydowanie. Ale tylko dla Itachiego. Tak się zapatrzyłem w swoje uczucia, że nie zaóważyłem nawet kiedy mój aniki pocałował mnie w usta. Oj Sasuke, Sasuke coraz bardziej twoja orientacja w sytuacjach spada. Będziesz musiał się podszkolić. Poczułem jego gorące, słodkie usta. I wtedy natchnęło mnie całkowicie nowe uczucie. Kocham Cię... nie tylko jak brata Itachi. Zdając sobie z tego sprawę dołączyłem do namiętnego tańca. Och tak, skąd ja na to brałem siłę. Wogóle jakim cudem ja jeszcze żyję? Itachi żyję więc moje życie powinno już się zakończyć. Do diabła z tym! Teraz liczyły się tylko te słoskie usta które miałem na własność, które błagały o więcej. Nie myśląc bardzo nad tym co robię, uniosłem się i przewaliłem Itachiego z łóżka tak, że teraz ja leżałem na nim całym ciałem na podłodze. Bo nie miałem siły aby się poddtrzymać. Patrzyłem prosto w jego oczy. Takie jak dawniej. Nie wiadomo dlaczego na oczy cisnęły mi się łzy i znalazły ujście kapiąc na koszulkę Itachiego. Wtuliłem twarz w ciepłą szyjkę brata, po czym płakałem obficie. Tamten jak by rozumiejąc głaskał mnie najdelikatniej jak umiał .Właśnie tego mi brakowało. Tego zapachu... tego dotyku... tych ramion...
-Itachi, kretynie, jak śmiałeś dać mi się zabić? -Powiedziałem płaczliwym głosem, mimo to nadal próbowałem to ukryć. Nie udało mi się. Itachi przewrócił mnie na plecy i znów był na górze. Zważając na mój stan zdrowia podtrzymał mnie, a na jego twarzy zagościł ciepły uśmiech.
-Przepraszam. Za wszystko co się stało. Za rodziców, za klan, za twoją nienawiść. Przepraszam. -Po raz pierwszy widziałem tak czułe oczy aniki. Po raz pierwszy słyszałem aby tak otwarcie mówił i okazywał uczucia. Na mojej twarzy po raz pierwszy od lat pociekły łzy. Tylko przy tobie umiem płakać.
-Już to Ci dawno wybaczyłem. Tylko nigdy więcej nie próbuj się za mnie poświęcić. Nigdy. -Powiedziałem i znowu wpiłem się zachłannie w jego wargi. Ten zamruczał niczym kociak. Wiedziałem, że kocha mnie inaczej niż tylko brata. Tak jak ja jego. Nie musieliśmy używać słów aby o tym wiedzieć. Czuliśmy to całkowicie przez nasze emocje i ciała.
-Obiecuję Sasuke... mój kochany ototou. Powiedział  .To mi wystarczyło . Złożyłem na jego szyjce delikatny pocałunek . Mimo to on wziął mnie na ręce ku mojemu zaskoczeniu i zaniósł na łóżko po czym przykrył kołdrą.
-Śpij Sasuke. Narazie musisz wypoczywać. Ożywienie mnie wzięło od Ciebie tak dużo energii życiowej, że jestem zaskoczony iż możesz w ogóle choć trochę się poruszać. Ale cóż, ty zawsze robiłeś na przekór losowi. -Powiedział po czym się uśmiechnął.
-Uznam to za komplement. -Odpowiedziałem nieco sennie mimo to zapytałem. -To nie jest sen prawda? Kiedy się obudzę będziesz tutaj?
-Nigdzie się nie wybieram Sasu. Będę z tobą już zawsze. Kocham Cię. A teraz śpij. Nie przemęczaj się. -Jego słowa mnie uspokoiły mimo to zadałem kolejne pytanie:
-Jeszcze tylko jedno pytanie. Dlaczego ja żyję? Przecież to jutsu... powinienem nie żyć za twoje życie. -Itachi przez chwilę milczał po czym odpowiedział:
-Miłość Cię uratowała.
-Cholerny kłamca. Mimo to i tak chcę tylko Ciebie. -Odparłem z lekkim uśmiechem na twarzy zamykając oczy. Wyczułem oczami wyobraźni, że on też się uśmiecha.
-Bez obaw. Będę przy tobie i obronię Cię przed twoją nienawiścią.
-Trzymam Cię za słowo. -Poczułem na swoich wargach lekki pocałunek i zasnąłem. Mimo to byłem spokojny. Odzyskałem to czego najbardziej mi brakowało. Miłość. Moja zemsta poszła w cholerę. Nie obchodziło mnie nic po za odzyskaniem sił i byciem tylko przy mojej miłości. Przy miłości która odstraszała wszelkie złe doświadczenia, wspomnienia i nienawiść. Teraz wiedziałem dlaczego Naruto tak uparcie za mną podążał.